Read Aloud the Text Content

This audio was created by Woord's Text to Speech service by content creators from all around the world.


Text Content or SSML code:

Marzenie to tylko początek autorstwa Mony Caravaggio Rozdział 2 “Konflikt” Ciszę w sali brutalnie przerwano. Han, z twarzą wykrzywioną wściekłością, chwycił Monę za ramię. Jego palce wbiły się w jej skórę, sprawiając jej ostry ból. Bez słowa wyjaśnienia pociągnął ją w stronę wyjścia. Mona wydała zduszony okrzyk zaskoczenia i bólu. Han, co robisz? Puść mnie! Jej głos odbił się echem od kamiennych ścian, ale Han nie reagował na jej protesty. Jego spojrzenie, zwykle ciepłe i pełne humoru, teraz płonęło lodowatym gniewem. Mięśnie szczęki drżały, gdy zaciskał zęby, walcząc z potokiem słów cisnących się na usta. Luke i Leia wymienili zaniepokojone spojrzenia. Leia, marszcząc czoło i przygryzając wargę, szepnęła do przyjaciela: Czy to nie było zbyt gwałtowne? Luke tylko potrząsnął głową, ale w jego oczach malował się niepokój. Jego dłoń odruchowo powędrowała ku rękojeści miecza świetlnego. Han, wciąż trzymając Monę za ramię, ruszył energicznie ku wyjściu z centrum dowodzenia. Jego ruchy były szybkie i zdecydowane, zdradzając napięcie w każdym mięśniu. Mona potykała się, próbując nadążyć za jego zamaszystym krokiem. Wyszli na korytarz, gdzie jaskrawe światła sufitowe kontrastowały z ciemnymi, kamiennymi ścianami. Kroki Hana odbijały się echem, tworząc niemal hipnotyzujący rytm. Luke i Leia podążali za nimi w pewnej odległości, wymieniając ciche, pełne niepokoju szepty. Po kilku zakrętach dotarli do masywnych drzwi z ciemnego metalu, wzmocnionych antycznymi mechanizmami, które wyglądały na niesamowicie stare, ale wciąż działały. Han pchnął je z całej siły; drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, odsłaniając wejście do strzelnicy. Mona, wciąż w jego uścisku, potknęła się o niski, nierówny kamienny próg, wpadając do środka, gdy drzwi natychmiast zatrzasnęły się za nimi z impetem, jakby pchane przez niewidzialną sprężynę, odcinając Luke’a i Leię, którzy zatrzymali się tuż przed zamkniętym wejściem. Ich twarze wyrażały mieszankę zakłopotania, zdziwienia i troski. Leia uniosła dłoń, jakby chciała zapukać, ale zawahała się. Luke powstrzymał ją, kręcąc głową z rezygnacją. Wewnątrz strzelnicy atmosfera była napięta. Przestronne pomieszczenie, z dwoma stanowiskami strzeleckimi oddzielonymi grubymi, dźwiękoszczelnymi ścianami, wydawało się teraz klaustrofobiczne i przytłaczające. Na końcu sali migotały holograficzne tarcze, rzucając na twarze rodzeństwa upiorny, niebieski blask. Han puścił jej ramię. Mona próbowała rozetrzeć obolałe ramię, patrząc na brata z mieszaniną zdumienia i żalu. Jej twarz, zwykle pełna życia i energii, była teraz blada i napięta. Oczy lśniły od powstrzymywanych łez, a dolna warga lekko drżała. Han odwrócił się ku Monie, napięty jak struna. Zacisnął pięści, próbując opanować swój gniew. Oddychał ciężko, jak po wyczerpującym wysiłku. Gdy wreszcie przemówił, jego głos był niski i pełen tłumionej furii. Słowa wypadały z jego ust jak pociski, każde przesiąknięte gniewem i rozczarowaniem. Tymczasem Luke i Leia stali pod drzwiami, przyciskając uszy do zimnej stali. Ich twarze wyrażały mieszaninę ciekawości i niepokoju. Kiedy usłyszeli podniesione głosy dochodzące zza drzwi, Leia zacisnęła pięści, a Luke położył dłoń na jej ramieniu w geście wsparcia. Oboje wiedzieli, że nie mogą interweniować, ale ich serca przyspieszały z każdą chwilą narastającej po drugiej stronie kłótni. Nie wrócę tam, nawet za milion kredytów! odparła stanowczo Mona. Wrócisz... i dopilnuję tego! Han rzucił z wyższością, jakby toczył pojedynek, demonstrując swoją dominację. Jeśli tak bardzo ci zależy, to będziesz musiał mnie tam zabrać... odparła z wyzwaniem w głosie, nie odrywając od niego groźnego spojrzenia. Musiałaś postradać zmysły powiedział Han, zaskoczony jej uporem. Mimo że poczuł pewien podziw dla jej odwagi, nie zamierzał ustępować. Masz statek, prawda? Więc... gdzie problem?! Han poczuł, że znów go przechytrzyła, co wywołało w nim narastające niezadowolenie. To... próbował znaleźć odpowiedź, starając się zachować spokój. To skomplikowane wycedził chłodno. Nic nie wiesz o prawdziwym życiu... dodał z gorzką nutą w głosie. Ja... ja nie wiem?! spojrzała na niego z wściekłością, czując, jak jej jedenaście lat samotności zostało zlekceważone. Zapomniałeś o czymś, bracie?! przełknęła z trudem, a jej głos załamał się. To ty składałeś puste obietnice... na Suir... pamiętasz?! Zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Jego twarz pozostała niewzruszona, bez śladu skruchy, ale ona mówiła dalej: Myślisz, że od tamtego czasu moje życie było łatwe? Jak długo można na kogoś czekać?! krzyknęła. Jak długo?! Jej słowa uderzyły w Hana niczym strzał z blastera na ogłuszanie. Przez chwilę czuł się bezsilny, jakby odebrano mu zdolność mówienia. Patrzył, jak jego siostra opada na krzesło. Cisza zaległa w powietrzu. Mona utkwiła wzrok w podłodze, urażona. Zdusiła w sobie kolejne słowa, choć w gardle rosła jej gula, która nie pozwalała mówić. Han, choć wciąż gniewny, spojrzał na nią z ukosa. Wybuch siostry mocno go dotknął. Po raz pierwszy zrozumiał, jak bardzo ją skrzywdził. Poczuł żal, że przez tyle lat kierował się tylko własną wygodą, nie dostrzegając jej cierpienia. Tam jest wojna, Mona... jego głos przerwał ciszę. Brzmiał łagodniej, choć nadal był napięty. Słyszałam! warknęła, przewracając oczami i unikając jego spojrzenia. Dla niej te słowa były przypomnieniem, że wciąż traktuje ją jak dziecko, które stanowi dla niego tylko ciężar. To tylko podsycało jej najgorsze myśli o nim, myśli, które przez lata próbowała wyciszyć. „Kiedyś, dawno temu, był moim bohaterem” pomyślała z ironią. Łza spłynęła po jej twarzy, paląc jak ogień. Szybko otarła ją dłonią, by Han nie pomyślał, że jest słaba. Więc... tak, wojna zaakcentował to słowo oznacza, że muszę uważać na siebie, a teraz… także na ciebie. Po tych słowach wziął głęboki oddech i wyciągnął swój blaster. Położył go przed nią. Masz pojęcie, jak tego używać? Mona spojrzała na metalową rękojeść zaszklonymi oczami, ale nie dała żadnego znaku, że słyszała pytanie. Jej pusty, przygaszony wzrok świadczył o tym, że nic już ją nie obchodzi. Powoli wyciągnęła rękę i nieśmiało dotknęła zimnej lufy opuszkami palców. W końcu chwyciła broń, czując nagłą potrzebę ujarzmienia drzemiącej w niej siły. Jej smukłe palce szybko dopasowały się do kształtu rękojeści. Obróciła się na krześle i wykonała kilka płynnych ruchów, które zaskoczyły Hana. Obserwował ją w milczeniu; ponieważ broń była zabezpieczona, nie obawiał się przypadkowego wystrzału. Mona spojrzała na tarczę, a potem znów na pistolet trzymany w dłoniach. Mogę? mruknęła, czując, jak zaczyna rodzić się w niej nowe poczucie szacunku wobec brata. Będziesz musiała go odbezpieczyć odpowiedział sucho. Przygryzła wargę. Jak? zapytała cicho. Han westchnął i podszedł do niej. Wstała, podając mu broń. Krótkim ruchem zademonstrował, jak to zrobić, a potem, z nieodłącznym uśmieszkiem, oddał jej pistolet, mówiąc: Bądź ostrożna. Mona wycelowała, chcąc skierować całą swoją wściekłość, żal i smutek w trzy szybkie strzały. Pierwszy pocisk uderzył w tarczę z hukiem i błyskiem. Gruby, wzmocniony pancerz rozproszył energię, zapobiegając przepaleniu. Czujnik zmierzył odległość i trajektorię, po czym uruchomił projekcję hologramu, pokazując punkt trafienia. Szybko, niemal instynktownie, oddała jeszcze dwa strzały, jeden po drugim. Hałas przebił się przez zamknięte drzwi. Luke i Leia, którzy wciąż byli na korytarzu, usłyszeli głośne wystrzały i z impetem wbiegli do strzelnicy, przerażeni myślą o tym, co mogło się wydarzyć. Choć kłótnia między rodzeństwem była słyszalna zza drzwi, strzały z broni wywołały w nich najgorsze obawy. Zamarli, gdy Mona obróciła głowę w ich stronę, opuszczając rękę trzymającą pistolet. Szybko zrozumieli, co się stało, gdy holograficzny wyświetlacz na tarczy zniknął, a w jego miejsce pojawiła się projekcja ukazująca dokładne miejsca trafień. No... Co?... To tylko tarcza rzuciła ostre spojrzenie na intruzów, którzy wyglądali na zdezorientowanych, wręcz przerażonych. Nie miała zamiaru tłumaczyć się dalej. Luke patrzył na hologram, wyraźnie zaintrygowany wynikiem. Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał jego spokojny, nieco zaskakujący głos. Trzy razy prosto w serce... wow... świetne oko! Odwrócił się i spojrzał z uznaniem na Monę, która stała w milczeniu, ze spuszczoną głową, zdając się nie zwracać na to uwagi. Mona odwróciła się w stronę stołu, jej ruchy były wolne, niemal apatyczne. Położyła z impetem blaster na stole, a metaliczny dźwięk pistoletu przebił napiętą ciszę. Oparła się o krawędź stołu, jej postawa wyrażała bunt i zmęczenie. Mamy to we krwi... szepnęła, a jej głos brzmiał gorzko. Skinęła głową w stronę brata. Han stał nieruchomo, napięty jak struna. Jego wzrok, pełen gniewu, świdrował siostrę. Mona wyczuła jego wściekłość, choć unikała jego spojrzenia. „Teraz jest na mnie wściekły, upokorzony przed przyjaciółmi” przemknęło jej przez myśl. Jej usta wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu. Ale... wycedziła przez zęby, jej głos drżał od tłumionej złości. Pokrzyżowałam mu plany... Jej oczy nagle zaszkliły się łzami, które starała się ukryć, wpatrując się w plecak oparty o nogę stołu. Jednym gwałtownym ruchem zarzuciła plecak na ramię i wybiegła z sali. Jej kroki echem odbijały się od ścian, zostawiając za sobą głęboką ciszę. Napięcie w pomieszczeniu było niemal namacalne. Cisza, jaka zapadła po wyjściu dziewczyny, była przytłaczająca. Każdy z obecnych zatopił się we własnych myślach, a powietrze zgęstniało od niewypowiedzianych słów i niewyrażonych emocji. Han, wciąż nieruchomy, czuł, jak narastająca frustracja przeobraża się w coś głębszego. Jego ciało było napięte, a serce biło zbyt szybko. Miał wrażenie, że kolejna eksplozja gniewu wisi na włosku, lecz tym razem skierowana wyłącznie na niego samego. „Co ja robię?” przemknęło mu przez głowę, ale szybko zdusił to pytanie. Jego twarz przybrała maskę chłodnej obojętności, nie zdradzając nic z wewnętrznego zamętu. Luke, stojąc z boku, obserwował całą sytuację, zastanawiając się, jak niewiele wie o dziewczynie, która jeszcze przed chwilą trzymała w dłoniach broń. W jej ruchach dostrzegł coś więcej niż gniew – była tam desperacja. Spojrzał na Hana, próbując odczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje, ale widział tylko gniew, który krył coś znacznie bardziej złożonego. Luke westchnął, przeczuwając, że słowa nie wystarczą, by przełamać mur między rodzeństwem. Leia, z rękami splecionymi na piersi, przygryzała wargę, myśląc o dziewczynie, która w tak krótkim czasie ujawniła zarówno siłę, jak i kruchość. „Dlaczego on jej nie rozumie?” zastanawiała się, spoglądając na Hana. Jego surowość była dla niej niezrozumiała, ale przeczuwała, że skrywa coś więcej może strach, może odpowiedzialność, której nie chciał przyjąć. Poczuła narastającą potrzebę interwencji, lecz wiedziała, że musi działać rozważnie. Przez dłuższą chwilę żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Powietrze drgało od napięcia unoszącego się nad nimi. W końcu Leia przerwała milczenie, a jej głos był ostrożny, lecz stanowczy: O co właściwie chodzi? Han odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy pojawiła się chłodna, niemal beznamiętna maska. Ona... chce zostać! odparł lodowatym tonem. To dzieciak... smarkula... dodał z sarkazmem, jakby chciał umniejszyć jej znaczenie, choć coś w jego głosie zdradzało ukryte napięcie. Leia uniosła brwi, a w jej oczach błysnęło zainteresowanie. Szczerze mówiąc... świetnie strzela zauważyła łagodnie, ale z przekonaniem. Co zamierzasz zrobić? Han przeczesał dłonią włosy, a jego ruch wyraźnie zdradzał irytację. Nie może tu zostać. To nie jest miejsce dla niej. Musi zniknąć! odpowiedział szorstko, choć w jego oczach pojawił się cień wahania. Czy to była próba? zapytała Leia miękko, lecz dociekliwie. W końcu to twoja siostra; jak na swój wiek robi wrażenie. Han odwrócił się gwałtownie, jego ciało emanowało napięciem. Posłuchaj... zaczął ostro. Każdy może trafić w nieruchomy cel. Zignorował jej pytanie, unikając badawczego spojrzenia. Leia westchnęła cicho, a jej ramiona lekko opadły. Nie chcę się kłócić, ale twoje argumenty są kiepskie. Poza tym... to... dziewczyna. Han przerwał jej brutalnie, a jego twarz zaczerwieniła się z gniewu. Insynuujesz, że nie potrafię rozmawiać z własną siostrą?! Nie o to chodzi... Leia potrząsnęła głową, jej głos pozostał spokojny, choć stanowczy. A o co?! Han niemal wykrzyknął, jego pięści mimowolnie się zacisnęły. Hej... spokojnie wtrącił się Luke, tonem łagodnym, ale zdecydowanym. Uniósł ręce w uspokajającym geście. Może... zaczął niepewnie, wzrokiem obejmując zarówno Hana, jak i Leię. Może dobrze byłoby, gdyby Leia z nią porozmawiała? Spojrzał na Leię, szukając jej potwierdzenia, a potem zwrócił się do Hana. Rozmowa między kobietami... no... rozumiesz? Daj jej szansę. A potem zdecydujesz, co dalej. Atmosfera w pomieszczeniu powoli łagodniała, choć napięcie wciąż było wyczuwalne. Han zamilkł, a na jego twarzy malowała się mieszanka gniewu, frustracji i skrywanej troski. * Mona siedziała na schodach, odwrócona plecami do monumentalnych wrót sali, gdzie Han, Luke i Chewbacca, drugi pilot Hana, zostali uhonorowani za swoje bohaterskie czyny, które doprowadziły do przełomowego zwycięstwa nad Imperium zaledwie kilka tygodni wcześniej. Surowa, ascetyczna architektura przestrzeni, szelest egzotycznej roślinności przenikającej przez podłużne, nieoszklone okna oraz ciepłe promienie zachodzącego słońca, przebijające się przez gęste liście, działały na nią kojąco. Czuła, jak spokojna atmosfera łagodzi jej wzburzone myśli. To miejsce przyciągnęło ją nie tylko potrzebą ucieczki, lecz także świeżą inspiracją, której szukała w samotności. Jej oddech, podobnie jak ciało, które jeszcze niedawno było napięte, zaczynał się stopniowo uspokajać. Na kolanach miała sztywną, gładką deskę formatu A4 z klipsem podtrzymującym arkusz drogiego papieru do rysowania. Światło wciąż było wystarczająco jasne, by szkicować. Delikatnymi ruchami ołówka formowała kontury sceny, która ją zafascynowała. Rysunek nabierał wyrazu z każdą minutą, choć niektóre fragmenty pozostawały wciąż niedokończone. Mona sprawnie używała pędzla do rozcierania grafitu, tworząc subtelne odcienie i smugi światła, które nadawały całości wyjątkowy nastrój. Delikatnym muśnięciem pędzla złagodziła linię horyzontu. „Jeszcze tylko kilka pociągnięć, tutaj, gdzie mają być cienie” przemknęło jej przez myśl. Gdy już prawie kończyła, usiłując poprawić ostatnie detale gumką, nagły syk otwieranych drzwi przerwał ciszę. Słysząc kroki zbliżające się zza pleców, spięła się natychmiast. Nerwowym gestem schowała rysunek i przybory do plecaka, starając się zachować pozory spokoju. Lekko przekręciła głowę, kątem oka dostrzegając nadchodzącą sylwetkę. Jej dłonie były umazane grafitem, ale wiedziała, jak ukryć to, by nie budzić zbytniej ciekawości. Luke szukał jej po całej bazie. Wcześniej, przez comlink, usłyszał narastające zdenerwowanie Hana, który nie potrafił ukryć frustracji z powodu zniknięcia siostry. Han był rozdrażniony faktem, że najpierw wystraszył dziewczynę, a teraz nie mógł jej odnaleźć. Luke również czuł się nieswojo. Choć przeszukał niemal wszystkie zakamarki, intuicja podpowiadała mu, że jedno miejsce zostało pominięte hala na szczycie świątyni, gdzie kilka tygodni wcześniej odbyła się uroczystość wręczenia medali. To była jego ostatnia nadzieja. Kiedy dotarł do monumentalnych wrót, z których każde wydawało się bardziej imponujące niż poprzednie, miał wrażenie, że odkrywa coś więcej niż tylko fizyczne miejsce. Otwierając drzwi, ujrzał skuloną na schodach postać, odwróconą plecami do wejścia siostrę Hana. W tych trzech godzinach poszukiwań skrywała się samotność i determinacja dziewczyny. Luke nie mógł przestać się zastanawiać, dlaczego zaszyła się tak głęboko, jakby chciała być niewidoczna dla całego świata. W uszach wciąż brzmiały mu słowa Hana: „Przyprowadź ją natychmiast.” Jednak ton, w jakim to powiedział, wydawał się Luke’owi zbyt ostry, wręcz bezwzględny. Młody Jedi wiedział, że za tym poleceniem kryły się inne uczucia gniew, troska, a może i poczucie winy ale mimo to nie chciał działać pochopnie. Zbliżył się do Mony powoli, zastanawiając się, jak delikatnie poruszyć temat. Dziewczyna nie odwróciła się od razu. Wpatrzona w dal, wydawała się zagubiona we własnych myślach. Luke zauważył subtelne gesty splecione dłonie, ledwie dostrzegalne drżenie palców i zrozumiał, że to reakcja na coś znacznie głębszego niż tylko chęć ucieczki. Była zdezorientowana, choć starała się ukryć to przed światem. Nadszedł moment, by przerwać ciszę, choć Luke wiedział, że musi postąpić ostrożnie. Szukałem cię... odezwał się cicho, starając się nie naruszyć delikatnej równowagi chwili. Mona nie odwróciła się, jej wzrok był uparcie skierowany przed siebie. Lubię ciszę odparła chłodno, z dystansem. Luke zbliżył się powoli, jego kroki były ciche, jakby podchodził do spłoszonego zwierzęcia. Mogę usiąść? zapytał łagodnie. Mona wzruszyła ramionami, jej ciało wciąż napięte. Zrób, jak chcesz rzuciła obojętnie, starając się nie zdradzać emocji. Luke usiadł obok niej, zachowując bezpieczny dystans. Han cię szuka... Martwił się, że mogłaś się zgubić powiedział, jego głos lekko drżał, jakby nie był pewien, czy mówi właściwe rzeczy. Mona prychnęła mimowolnie i zerknęła w bok, a wtedy jej oczy napotkały jego niezwykłe, błękitne spojrzenie, przypominające ocean Suir, który zawsze tak bardzo kochała. Szybko odwróciła wzrok i wzięła głęboki oddech, próbując ukryć, że zbyt długo się mu przyglądała. Po prostu... musiałam się... zaczęła, ale jej głos nagle zadrżał i zgasł. Pozwolisz, że cię do niego odprowadzę? zapytał delikatnie Luke, pochylając się nieznacznie w jej stronę. Mona zesztywniała jeszcze bardziej, a jej oczy rozbłysły gniewem. A może... zaczęła ostro, prowokując go ...wcale nie chcę z nim rozmawiać? Wyzwanie brzmiało w każdym słowie, a na jej twarzy malowała się frustracja. Luke spuścił głowę, zakłopotany. Wiem... odpowiedział cicho, a jego ramiona lekko opadły. Zrozumiał, że miała swoje powody, by uciec, i czuł, że to nie jest właściwy moment na dociekania. Była siostrą jego przyjaciela, ale jej wewnętrzny świat był dla niego zagadką. Wiedział, że Han chciał ją odesłać z powodu wojny, ale nie był pewien, czy to była jej prawdziwa motywacja, by zostać. Czy mówił coś... zaczęła nagle, wciąż patrząc przed siebie ...coś o mnie? Jej pytanie wydało mu się osobliwe i zastanawiał się, dlaczego je zadała. Czy mówił coś o tobie... zaczął ostrożnie Luke, unikając jej wzroku. Nie, nic konkretnego odpowiedział, próbując zrozumieć, co kryło się za jej pytaniem. Powiedział tylko, że chcesz zostać dodał po chwili, jego głos był ostrożny, jakby bał się, że każde słowo może pogorszyć sytuację. Chciał powiedzieć coś więcej, coś, co mogłoby ją pocieszyć, ale nie wiedział jak. Przypomniał sobie niedawną sprzeczkę z Hanem. Han był szorstki, wyniosły, ukrywał swoje uczucia za maską ironii i chłodu, ale Luke wiedział, że w głębi serca troszczył się o swoją siostrę. Postanowił podzielić się tą refleksją, mając nadzieję, że pomoże jej zrozumieć, że nie jest sama, jak mogłoby się wydawać. Zapanowała cisza. Luke wziął głęboki oddech, jego spojrzenie błądziło po twarzy dziewczyny, szukając jakiejkolwiek reakcji. Pamiętam, jak pokłóciłem się z Hanem... nie tak dawno temu. Wiem, że twój brat jest koszmarny w okazywaniu troski. Rani tych, na których mu zależy, próbując zachować dystans. Taki już jest... Ale mogę cię zapewnić, że choć wydaje się, że mu na tobie nie zależy, to nieprawda Luke westchnął ciężko, patrząc na jej nieruchomą twarz. Czuł, że Mona go nie słucha, że jej umysł wciąż krąży wokół własnych myśli, pełnych bólu i odrzucenia. Byliśmy pewni, że Han porzucił nas, myśląc tylko o sobie... Ale potem wrócił. Zaryzykował wszystko, by mnie ocalić. W tamtej chwili zrozumiałem, jak bardzo mu na nas zależy... Nawet jeśli nigdy nie potrafi tego powiedzieć. Miał nadzieję, że jego słowa do niej dotrą, ale nie dostrzegał żadnej reakcji. Jej twarz pozostała niewzruszona, a Luke czuł, że może być pogrążona w świecie pełnym gniewu i samotności, do którego nie miał dostępu. Zamilkł i skierował wzrok na stopnie na końcu sali, gdzie jeszcze niedawno odbyła się uroczystość uhonorowania jego i Hana. Nagle Mona westchnęła ciężko. Jej ramiona opadły, a drżący, stłumiony głos przerwał ciszę, przepełniony emocjami, które tak długo próbowała ukryć. Ja... i... on... aż do dzisiaj jąkała się Nie widziałam go przez jedenaście lat... Naprawdę! podkreśliła z naciskiem. Miałam zaledwie sześć lat, kiedy... zostawił mnie w szkole, po śmierci naszych rodziców. Obiecał, że wróci po mnie tak szybko, jak to będzie możliwe. Zatrzymała się, wyraźnie starając się opanować emocje, które z trudem tłumiła. Miałam sześć lat i wierzyłam w każde jego słowo wyznała drżącym głosem. Miałam brata... A on... zniknął z mojego życia. Czekałam... miesiące zmieniły się w lata... jedenaście długich, samotnych... urwała. Łza spłynęła po jej policzku, a gula w gardle stawała się coraz bardziej bolesna. Porzucił mnie... wyszeptała, zaciskając pięści. Jestem już dorosła... i postanowiłam go odnaleźć. A teraz... to wszystko... załamała się, opuszczając głowę i chowając ją między kolanami, szlochając niepowstrzymanie. Nagły wybuch emocji zupełnie zaskoczył Luke'a. Siostra Hana właśnie odsłoniła przed nim swoje cierpienie. Luke poczuł się niepewnie i niezręcznie, patrzył na nią z mieszaniną oszołomienia i współczucia. Jego dłoń uniosła się niepewnie, jakby chciał ją pocieszyć, ale zawahał się, zastanawiając się, czy jego gest byłby mile widziany. Co mam powiedzieć? Co powinienem zrobić? przemknęło mu przez głowę, a uczucie bezsilności wzmagało się. Wiedział jedno nie mógł jej teraz zostawić samej. Szczerość i głębia bólu tej dziewczyny były dla niego czymś zupełnie nowym. Było to tak odmienne od wszystkiego, czego dotąd doświadczył w relacjach z przyjaciółmi. Niezależnie od sytuacji, zawsze potrafił szybko się pozbierać. Tym razem jednak nie wiedział, jak zareagować. Nigdy wcześniej nie słyszał, by ktoś tak otwarcie uzewnętrzniał swoje uczucia. Zawsze zakładał, że ludzie skrywają swoje emocje. Powściągliwość była cechą, którą cenił, a płacz zawsze uznawał za oznakę słabości. On sam poniósł w życiu straty, które go dotknęły, ale jej cierpienie wydawało się o wiele bardziej intensywne, wręcz nie do zniesienia. Zastanawiał się nad swoimi własnymi stratami śmiercią wujostwa, zabitych przez szturmowców, i utratą mentora, Bena Kenobiego, który zginął, ratując mu życie. Te wydarzenia również dotknęły go głęboko, ale jego życie toczyło się dalej z taką prędkością, że nie miał czasu zatrzymać się i rozpamiętywać. Kiedy pojawiały się mroczne myśli, szybko je odsuwał. Samotność była dla niego gorzką pigułką, którą musiał przełknąć, by przetrwać i stawić czoła codziennym wyzwaniom. Ale ta dziewczyna nosiła w sobie ból przez jedenaście lat jakby nigdy nie mogła go z siebie wyrzucić. To było dla Luke'a niepojęte. Jeszcze jedno nurtowało Luke'a, kiedy siedział obok niej, czując się bezradny i zagubiony. Mimo że dopiero co się poznali, ona uznała, że może zaufać mu na tyle, by wyjawić swoją najgłębszą ranę. Dlaczego właśnie mnie? myślał. Widocznie musiała wyczuwać, że można na nim polegać, a on wiedział, że nie może zawieść tego zaufania. Nigdy nie miałem rodzeństwa. Nigdy nawet nie poznałem swoich rodziców. Czy dlatego tak trudno mi zrozumieć, przez co ona przechodzi? zastanawiał się. Gdy te refleksje krążyły w jego głowie, dziewczyna, skulona obok niego i pogrążona w płaczu, zaczęła wydawać mu się mniej tajemnicza. Czuję w niej coś znajomego pomyślał po raz pierwszy. Ale co to mogło być? Nie potrafił tego sprecyzować, choć odczucie było silne i głęboko poruszające. Luke próbował uporządkować wszystkie informacje, które dotychczas zdobył na jej temat. Była siostrą Hana... Do dziś nie miał pojęcia o jej istnieniu. Przybyła tutaj z jasno określonym celem spotkania brata, który jak się okazało zamierzał ją odesłać z powrotem tam, skąd przybyła. Cechowała ją upartość, a może raczej determinacja; te cechy mogły mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne strony. Odznaczała się pewną zuchwałością wtargnęła na zebranie oficerów i wysokich dygnitarzy. Wykazywała także biegłość w posługiwaniu się blasterem. Prawie każdy aspekt jej osobowości wydawał się nieco osobliwy i trudny do zaakceptowania. A jednak dręczył ją głęboki smutek, wywołany skomplikowaną relacją z bratem... Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu ufała jemu, Luke'owi. Nie potrafił nawet przypomnieć sobie jej imienia, ale teraz zaczął rozszerzać swoje zmysły, próbując odkryć coś głębszego, coś, co dotychczas mu umykało. Skorzystał z techniki, której nauczył go Ben Kenobi; niemal słyszał głos starego mentora, który prowadził go krok po kroku. Kiedy zaczął osiągać wewnętrzny spokój i dostrzegać to, co wcześniej przesłaniały mu emocje i zamęt jej temperament, sposób, w jaki traktował ją Han, ból, który nosiła w sobie nagle uświadomił sobie coś istotnego. Nie tylko ona potrzebowała ich wsparcia, ale także oni potrzebowali jej, choć z zupełnie innych powodów. Mona otuliła się sennie ciepłą kołdrą. Zasnęła dopiero nad ranem. Poprzedniego wieczoru, kiedy Luke otrzymał przez komunikator informację o przygotowaniu kwatery, pozwoliła mu się tam zaprowadzić. Zastała kilka standardowych strojów i niezbędnych przedmiotów, gdyby okazały się potrzebne. Pozostawiona samej sobie, narzuciła lekką kurtkę i wyruszyła na długi spacer w rześkim nocnym powietrzu, planując powrót późno w nocy, by uniknąć ewentualnej wizyty brata. Gdy wróciła z przechadzki, rozpętała się burza. Odczuła ulgę, że zdążyła schronić się przed jej nadejściem i że nikt na nią nie czekał. Po odświeżeniu twarzy zimną wodą, położyła się na posłaniu, wsłuchując się w odgłosy deszczu i wiatru, podczas gdy bezsenność nie pozwalała jej zasnąć przez kilka godzin. Gdy w końcu zaczynała odpływać w sen, wciąż dochodził do niej szum koron drzew smaganych przez gwałtowną wichurę i ulewę. Była przekonana, że skutki nawałnicy będą widoczne jeszcze przez długi czas. Nie zauważyła, kiedy zasnęła. Straciła poczucie czasu, pochłonięta dźwiękami zza okna, przez które sączyła się delikatna poświata. Nagle jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Ogarnęła ją panika. Liczyła na dłuższy odpoczynek, nie czując się gotowa na konfrontację z kimkolwiek. Kto mógłby ją odwiedzać o tej porze? Zastanawiała się, nie mając pojęcia, która jest godzina. Jeśli to jej brat, wciąż była zbyt zestresowana, by stawić mu czoła. Tak… odezwała się cicho, niepewnym głosem, siadając na łóżku i szczelnie owijając się kołdrą. Czy mogę wejść? spokojny, kobiecy głos zabrzmiał zza uchylonych drzwi. Wejście do sypialni otworzyło się szerzej, a w progu ukazała się sylwetka Leii. Jej postać wyraźnie odcinała się na tle światła z korytarza, emanując spokojem i pewnym autorytetem. Mona domyśliła się, że to przyjaciółka Luke’a i jej brata, co przyniosło jej ulgę, choć wciąż czuła niepokój w żołądku. Poprzedniego dnia Luke wspomniał, że to ważna osoba, która pragnie z nią porozmawiać. Tak, proszę odpowiedziała pospiesznie. Leia przekroczyła próg i obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. Wygląda na to, że niewiele odpoczęłaś stwierdziła z empatią. Jesteś głodna? Nie... jeszcze nie. Mój żołądek wciąż śpi odparła z delikatnym uśmiechem. Leia podeszła bliżej łóżka i usiadła na jego skraju. Mona przez chwilę przyglądała się jej uważnie. Leia wydawała się nieco starsza, choć wciąż młoda — zapewne była w wieku Luke'a, jak przypuszczała. Jej maniery, sposób mówienia i strój nie sprawiały wrażenia wyniosłości, lecz raczej życzliwości. Miała ciemno oprawione, migdałowe oczy, w których błyszczał fascynujący, głęboki żar. Jej nos był lekko zadarty, a usta pełne, czerwone. Gęste włosy, splecione w piękny, gruby warkocz, zdobiły jej głowę niczym korona. Mona czuła się trochę onieśmielona jej stylem, ale równie mocno zaintrygowana. Wiem, że możesz czuć się tutaj trochę zagubiona zaczęła Leia łagodnym tonem. Wszystko jest dla ciebie nowe i może wydawać się przytłaczające. Potrzebujesz towarzystwa? W najbliższych dniach mam trochę wolnego, mogę poświęcić ci nieco czasu, jeśli chcesz. Mona nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Gdyby nie poczucie przyzwoitości, zapewne podskoczyłaby z radości. Zamiast tego, zaskoczona, obdarzyła księżniczkę szerokim uśmiechem i energicznym skinieniem głowy, co Leia natychmiast zrozumiała. Poprzedniego dnia Leia poczuła dziwną sympatię do dziewczyny, choć nie do końca wiedziała dlaczego. Mona wyglądała jak ktoś obcy wśród surowych oficerów, którzy spoglądali na nią z podejrzliwością i lekceważeniem. Jednak Leia, obserwując Monę, dostrzegła w niej coś wyjątkowego cichą siłę i godność, iskrę, która wzbudziła w jej sercu poczucie pokrewieństwa. Męscy przyjaciele byli wartościowi, ale Leia zawsze wiedziała, że kobiety potrzebują czasem innych kobiet by porozmawiać, podzielić się opowieściami lub zwyczajnie dać upust emocjom. Rozumiała też potrzebę kobiecej solidarności odrobiny szaleństwa, innej perspektywy, serca, które rozumie. Tego właśnie pragnęła. Często czuła, że męski świat nie pojmuje, iż księżniczka z blasterem ma także duszę, i czasem po prostu musi się wygadać bo wciąż była kobietą. Po kilku dniach, podczas późnego śniadania składającego się z miski owsianki z bananami, Han usiadł obok siostry, bacznie ją obserwując. Jej wzrok był spuszczony, skupiony na jedzeniu, które w milczeniu pochłaniała. To nie była ta sama Mona, którą znał wcześniej zawsze rozmowna, pełna radości i szalonych pomysłów. Teraz wydawała się przygaszona, zamknięta w sobie i obojętna. Mimo że siedziała tuż obok, sprawiała wrażenie, jakby była gdzieś daleko, niedostępna. Kiedy zajął miejsce i przywitał się, ledwie zauważyła jego obecność. Han bez trudu dostrzegł, że wolałaby być gdzie indziej, jakby jedynym celem było skończenie posiłku i natychmiastowe odejście. Czuł, że musi działać szybko, by rozładować napięcie, więc zaczął niezręcznie: Co jest? Nic odpowiedziała krótko, unikając jego spojrzenia. Wczoraj nawet nie chciałaś ze mną rozmawiać... Nie jestem głupi, wiem, że od kilku dni mnie ignorujesz... To dlaczego nie dasz mi spokoju? Skoro widzisz, że nie mam ochoty na rozmowę? odparła z urazą, licząc na to, że Han się oddali. Posłuchaj... przełknął dumę i spróbował ponownie. Mona… być może nie wyraziłem się najlepiej... Tak... może nie doceniasz faktu, że masz siostrę jej głos zadrżał, kiedy na niego spojrzała. Chciała obdarzyć go wymownym spojrzeniem, ale jej oczy natychmiast zaszkliły się, a gdy pochyliła głowę, Han zauważył łzę spływającą po jej policzku, którą szybko otarła. Zaczął lepiej rozumieć jej cierpienie. Choć odnalazła go, narażając się na niebezpieczeństwo, zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko, ganiąc ją i nie okazując braterskiej troski. Chciał jedynie zadbać o jej bezpieczeństwo, lecz teraz wiedział, że to nie wystarcza. Mimo że nie potrafił do końca pojąć bólu, jaki jej sprawił, uświadomił sobie, jak wiele musiała kosztować ją ta rozłąka. Dla niego sytuacja wyglądała inaczej zostawił ją w dobrych rękach, poradził sobie bez niej i oczekiwał, że ona zrobi to samo. Gdy oddawał ją pod opiekę szkoły na Suir, doszedł do wniosku, że jest dla niej tylko ciężarem. Od śmierci rodziców zawsze czuł się niewystarczający, przekonany, że nigdy nie stanie się osobą, której Mona potrzebowała. Postrzegał ją bardziej jako przeszkodę niż cokolwiek innego i sądził, że nigdy nie będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa, realizując przy tym własne plany. Chociaż bardzo mu na niej zależało i tęsknił za nią, zawsze wierzył, że będzie jej lepiej bez niego. Jego złość wobec niej wynikała z jego własnych, osobistych obaw, które dopiero teraz zaczynał pojmować jako niesprawiedliwe wobec niej. Słuchaj... przerwał ciszę. Może spróbujemy zacząć od nowa zaproponował. Nie wiem... My? Teraz, kiedy miałeś czas, by sobie wszystko poukładać? rzuciła, wciąż nie patrząc na niego. Wzięła głęboki oddech i dodała: Nie wierzę, że naprawdę sądziłeś, iż nie będę cię szukać. Mona, byłaś tam bezpieczna jego głos stał się łagodniejszy. Bezpieczna? prychnęła. Chyba żartujesz... Doskonale wiedziałeś, że czułam się bezpieczna tylko przy tobie... Zawsze to wiedziałeś. A co ze szkołą? odparował szybko, próbując ukryć, że rozumiał, o czym mówi. Szkoła wciąż tam jest. To nie znaczy, że ją porzuciłam. Z tego, co wiem, zostało ci jeszcze cztery semestry. Właściwie trzy i pół. I co z tego? Chcesz być zindoktrynowany? Gdzie podziało się twoje krytyczne i niezależne myślenie? Mam tego dość zakończyła z wyraźną nutą ironii, pokazując, jak wiele się nauczyła. Co masz na myśli? Indoktrynację czy krytyczne myślenie? odparła z przekąsem. O czym chciałbyś wiedzieć? Dobrze, rozumiem ustąpił. Mona wydawała się mądrzejsza, niż on sam był w jej wieku. Mona skończyła jeść i podniosła się, by odnieść miskę, co zwiastowało, że ich rozmowa znów skończy się impasem. Han jednak nie zamierzał na to pozwolić. Miał plan i postanowił, że tym razem nie odpuści. Zapomnijmy o tym, co było. Zacznijmy dziś od nowa powtórzył, tym razem bardziej zdecydowanie. W porządku... Ale czy chcesz się mnie pozbyć? Czy naprawdę jestem dla ciebie problemem? zapytała wprost, nie pozostawiając mu miejsca na wymówki. Han zawahał się. Przez chwilę walczył ze sobą, nie wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji, nie raniąc jej i jednocześnie zachowując resztki dumy. To nie tak... wymigał się. Więc jak? naciskała, czekając na szczerą odpowiedź. Mam swoje powody... w każdym razie... dobrze... Przepraszam. Może byłem dla ciebie zbyt surowy... wyznał w końcu. To moja wina, ale... zacznijmy inaczej, od nowa. Nowy początek... powtórzyła ostrożnie. I obiecaj, że nie będziemy już wracać do tego tematu dodała, stawiając go w sytuacji, z której nie było łatwego wyjścia. Zgoda... ale... zastanowiła się na moment na równych zasadach. Hej zaprotestował jestem od ciebie starszy. Tak, to prawda... uśmiechnęła się przebiegle. Ale dobrze wiesz... odłożyła pustą miskę na przejeżdżający obok wózek że wiek nie zawsze idzie w parze z mądrością. Han poczuł się zakłopotany, choć starał się tego nie pokazać. Coś w jej słowach poruszyło w nim dawno zapomniane emocje. Instynktownie chwycił ją za rękę, jak dawniej, kiedy byli dziećmi, i przyciągnął bliżej. Trącił ją lekko i połaskotał w bok. Mona wybuchła głośnym śmiechem, co przyciągnęło uwagę kilku oficerów w kantynie. Chichotali tak przez krótką chwilę. Potem wyprostowali się, a ich spojrzenia się spotkały. Han zobaczył teraz wyraźnie, jak bardzo jego siostra się zmieniła. Nie była już tą sześciolatką. Wciąż miała w sobie te cechy, które zawsze kochał i za którymi tęsknił, ale teraz dostrzegał w niej coś więcej. Pojawił się w nim lęk lęk przed zawstydzeniem, który odczuwał znacznie mocniej, gdy byli dziećmi. Była już niemal dorosła, choć w jego oczach wciąż niedojrzała zagubiona, niepewna i obawiająca się dorosłości. Znieruchomiał na moment, po czym objął ją mocno. Przypomniał sobie ich dzieciństwo, dom, wspólne zabawy, chwile, gdy uspokajał ją, gdy była przestraszona. Mona nie wytrzymała i rozpłakała się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła, że znów ma brata swojego bohatera. * Kilka minut wcześniej Luke wylądował swoim statkiem. Nim uchylił pokrywę kokpitu, przekazał mechanikowi listę niezbędnych napraw dla swojego X-Winga. Schodząc po drabince, wziął do ręki hełm, który otrzymał zaledwie kilka tygodni temu, podczas przygotowań do bitwy o Yavin. Na wspomnienie swojego bohaterskiego czynu, który przyniósł mu awans na dowódcę, poczuł falę dumy. Obecnie pod jego komendą znajdowało się dziesięciu pilotów X-Wingów, z którymi regularnie odbywał patrole. Jego zmiana właśnie dobiegła końca. Z wysokości kokpitu dostrzegł w oddali C-3PO, który rozglądał się, najwyraźniej szukając swojego małego towarzysza. Gdy Luke dotarł na dół i stanął na kamiennej posadzce hangaru, zatrzymał się, by upewnić się, że jego droid astromechaniczny, R2-D2, został bezpiecznie wyciągnięty. Spojrzał w stronę, gdzie przed chwilą widział droida protokolarnego, i z rozbawieniem zauważył, że dwaj mechaniczni przyjaciele już się odnaleźli, prowadząc swój osobliwy dialog. Czując, jak stres związany z patrolem powoli ustępuje, Luke zaczął odczuwać zmęczenie. Przemierzając hangar, witał się z kilkoma znajomymi pilotami, z którymi często spędzał czas w kantynie. Chociaż przebywali na porośniętym bujną dżunglą księżycu od ponad miesiąca, Luke wciąż czuł się oszołomiony wydarzeniami, które miały miejsce. Teraz jednak jego myśli skierowały się ku siostrze Hana, która w ostatnich dniach stała się tematem ożywionych rozmów, nie tylko wśród oficerów, ale także pośród zwykłych żołnierzy. Mimo to wciąż nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, podobnie jak inni, choć nie zdawali się tym przejmować. Była dla nich swoistą zagadką. Szczególnie dotyczyło to kilku młodych pilotów z jego eskadry, których rozmowy podsłuchał podczas ostatniego patrolu wokół Yavin Prime, gazowego olbrzyma, który teraz majestatycznie jaśniał na niebie nad bazą. Luke'a głęboko poruszyło, w jaki sposób ci młodzi mężczyźni ją opisywali. Język, jakiego używali, był szorstki i poniżający. Choć były to rozmowy prowadzone wyłącznie między mężczyznami, uważał je za wysoce niestosowne i obraźliwe. Zastanawiał się, jak radzi sobie ta samotna dziewczyna, i miał nadzieję, że nigdy nie dowie się, jak haniebnie o niej mówiono. Zbliżał się do obszernego okna, które należało do kantyny — miejsca znanego nie tylko z przyjemnej atmosfery, ale i z faktu, że zawsze było otwarte, a rozmowy przeciągały się tam do późnych godzin. To irytowało niektórych oficerów, którzy chcieli, aby ich podwładni bardziej cenili sen i gotowość bojową niż spotkania towarzyskie. Luke mijał to miejsce, dostrzegając zarysy krzeseł i stołów w głębi pomieszczenia. W bazie panował porządek, a wszyscy przestrzegali ustalonych zasad, nie przekraczając wyznaczonych granic. Reguły były proste i jasne, bez nadmiernej surowości. Idąc dalej, Luke zauważył sylwetkę Hana, a chwilę później rozpoznał obok niego jego tajemniczą i intrygującą siostrę. Pamiętał, że ich poprzednia rozmowa skończyła się niepowodzeniem, dlatego odczuwał pewien niepokój o wynik tej obecnej. Miejsce publiczne zdawało się jednak być dobrym znakiem. Luke zastanawiał się, czy ta dwójka kiedykolwiek zdoła się pogodzić. Choć wiedział, że to nie jego sprawa, dziewczyna powierzyła mu swoje tajemnice, a Han był jego przyjacielem. Wiedział też, że jego siostra od pewnego czasu unikała kontaktu z bratem, ale wciąż miał nadzieję. Przypominał sobie ich jedyną rozmowę, kiedy otwarcie wylała przed nim swoje myśli i uczucia. Nikt o tym nie wiedział. Zachował to w tajemnicy, mimo że nie było to dla niego łatwe. Zatrzymał się przy oknie, by rzucić okiem na rozgrywającą się scenę. Obserwował, jak na twarzy Hana pojawił się subtelny uśmiech, gdy jego siostra, pod wpływem jego łaskotek, skuliła się, chroniąc bok, i wybuchła śmiechem, który, jak zauważył, zwrócił uwagę kilku osób w kantynie. Luke był mile zaskoczony, ale po kilku sekundach jego zdumienie jeszcze wzrosło. Ujrzał, jak Han mocno obejmuje swoją siostrę, a Luke szybko zrozumiał, że to nie był zwykły uścisk. Czuł, że dzieje się coś więcej, coś głębszego, czego nie mógł w pełni pojąć. Miał niemal pewność, że dziewczyna płakała, choć jej twarz była schowana w ramionach brata. W tym momencie ich spojrzenia się spotkały, a Luke dostrzegł w oczach Hana emocje, jakich nigdy wcześniej u niego nie widział. Uśmiechnął się i spuścił wzrok, nie chcąc, by Han czuł się skrępowany jego obecnością. Ogarnęło go uczucie ulgi i satysfakcji, gdy odwrócił się i ruszył w stronę windy, z zamiarem przebrania się w swoim małym, lecz przytulnym pokoju.